Obserwatorzy

piątek, 21 czerwca 2013

Nasze pierwsze spotkanie...

Mojemu maleństwu wychodzi pierwszy ząbek (prawa dolna jedyneczka) i jest strasznie marudny :( Mam nadzieję, że szybko się przebije i będzie chwila spokoju. Jednak mimo to Krystianek jest chętny do zabawy i doskonalenia nowo poznanej umiejętności, czyli...raczkowania :) Właśnie wisi mi na szyi i podśpiewuje sobie po swojemu, a ja próbuję pisać jedną ręką :p

Dzisiejsza notka jest o porodzie...

No więc 2 tygodnie przed terminem porodu trafiłam do szpitala z podejrzeniem zatrucia ciążowego - na szczęście nie potwierdziło się. Na wypisie szpitalnym było zalecenie wstawienia się do poradni ginekologicznej za 7 dni. Był to akurat termin w którym według obliczeń miał przyjść na świat mój Skarbek. Rano miałam odwieźć TŻta do pracy, żeby mieć wolny samochód, ale ok.5 rano obudził mnie ból pleców. Myślę sobie- nic nadzwyczajnego, przecież plecy ciągle mnie bolą. Jednak szybko przeszło, a za chwilę sytuacja się powtórzyła... I tak kilka razy.... Zaczęłam mierzyć czas, lecz nie był to regularny ból- czasem co 8, potem 7, potem 9 minut..... Na dodatek gdy wstałam coś mi pociekło po nogach. Wody? Nie byłam pewna, bo nie było tego bardzo dużo... Jednak postanowiliśmy jechać do szpitala, bo bóle pleców nie ustępowały, stwierdziłam więc, że to może bóle krzyżowe (olaboga, wszyscy mi powtarzali przed porodem, żebym tylko NIE MIAŁA bóli krzyżowych). Zjadłam śniadanie, dopakowałam torbę i ok. godziny 8 byliśmy w szpitalu. TŻ czekał na korytarzu, a mnie położna "spisywała" podczas czekania na lekarza. W drzwiach stanął mój pan ginekolog i z uśmiechem stwierdził, że pewnie fałszywy alarm. Zbadał mnie i rozwarcie niewielkie, na ktg skurcze też malutkie, przy czym mnie bolało coraz bardziej. Poszliśmy sprawdzić na usg czy to faktycznie wody mi odeszły, jednak wyglądało na to że nie. Gin. powiedział, że może przez ucisk dzidziusia się trochę wysączyło. Był w tym pomieszczeniu ordynator i jak mnie zobaczył, to nieprzyjemnie powiedział, że przecież 2 tygodnie temu tu byłam i co, już bym chciała urodzić? Jak mi się tak spieszyło to teraz będę leżeć 2 tygodnie w szpitalu (jak ktoś przyjdzie w okolicy terminu, to już go nie wypuszczą póki nie urodzi). I kazał mi się położyć do badania- myślałam że umrę, tak bolało, był bardzo niedelikatny! Stwierdził, że jednak faktycznie coś się zaczyna dziać. Mój gin sprawdził rozwarcie i było na ponad 2. Kazał mi chodzić po korytarzu, a w tym czasie TŻ miał iść do pokoju dla krewnych (mieliśmy poród rodzinny). Gin. zaproponował kroplówkę, żeby był szybszy postęp-zgodziłam się. Łącznie miałam 3 kroplówki, przy czym ta ostatnia była masakryczna.... Myślałam że umrę z bólu, takie skurcze po niej dostałam. Położna też była bardzo fajna. Po godzinie 14 mój gin. poszedł do domu i został na dyżurze ordynator :/ Na szczęście rzadko przychodził, tylko żeby mnie zbadać. To właśnie było najgorsze, czułam jakby mi wyrywał wnętrzności, płakałam i mimowolnie wyrywałam się, na co on do położnej z uśmiechem, że chyba mam bardzo delikatne skurcze, skoro badanie mnie boli. A bolało do samego końca o wiele bardziej niż skurcze. TŻ mógł być ze mną tylko jak nie było ordynatora, bo on nie lubi porodów rodzinnych (to po cholerę jest ten poród rodzinny, skoro facet może być, ale za drzwiami). Jak był jeszcze mój gin. to nie było z tym problemu. Wieczorem skończył się dyżur pielęgniarek i przyszła druga położna. Niestety tak samo sympatyczna jak i doktorek :/ Podczas skurczu kazała mi wyłazić na łóżko i darła się na mnie że nie robię tego co mi każe.
Niestety jak to często bywa rozwarcie stanęło w granicy 8 (tutaj już pamiętam wszystko jak przez mgłę), dostałam tą ostatnią kroplówkę z nadzieją jakiegoś większego postępu, w przeciwnym razie cc.... Coś ok. 21 przyszedł ordynator i wszystko się zaczęło, kazali mi przeć. Próbowałam, ale byłam strasznie wyczerpana. W końcu kazał przyjść TŻtowi "żeby mi coś powiedział, żebym zaczęła normalnie przeć". W końcu zagroził że skończy się porodem kleszczowym. Nagle zjawiło się mnóstwo osób, pani zaczęła mnie wypytywać o to czy jestem na coś uczulona itd. (szykowali się na cc). Jednak udało się i urodziłam sama (TŻ został w tym czasie wyproszony. Po wszystkim mógł przyjść z powrotem). Maluszek urodził się o 21.55, miał 3400g i 54cm, dostał 10pkt. Miał z tyłu strasznie powiększoną główkę. W pierwszej chwili wystraszyłam się, że jest chory, ale pielęgniarka szybko powiedziała, że to przez tak długi poród i wszystko się unormuje. Maluszka zabrali, a mnie czekało jeszcze szycie... Brrr.... Po godzinie czasu upomnieliśmy się kiedy w końcu przywiozą nam dziecko i wtedy łaskawie nam je przywieźli. No i położna powiedziała, że ona nie chciałaby być przy moim drugim porodzie, bo ja nie chcę współpracować.... Taaa.... Ja też nie chcę żeby ona była przy moim drugim porodzie. Miała szczęście że byłam tak wyczerpana, że nie miałam ochoty jej porządnie nagadać.
Z jednej strony to był najgorszy, a z drugiej najlepszy dzień w moim życiu.
Gdybym rodziła przy pierwszej zmianie- mój gin. i pierwsza położna, to byłoby o wiele lepiej. Atmosfera duuuużo daje. No i muszę dodać, że rodziłam bez znieczulenia (w naszym szpitalu nie dają). Mimo bólu i nieprzyjemnego personelu nie zniechęciłam się i mam w planach w przyszłości postarać się o drugie dziecko. Jednak mam ogromną nadzieję, że trafię pod opiekę kogoś innego.

3 komentarze:

  1. Ja bym chyba wypisała się na własne żądanie i zmieniła szpital. Masakra jakaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam tylko o tym że przy drugim dziecku nie chcę tam rodzić :P Następny szpital był ok.40km, więc mogłoby być ciężko z dojazdem. Jest jeszcze Jędrzejów, ale tam opinie straszne :/
      W sumie jak sobie przypomnę, to się dziwię, że to wytrzymałam z moją słabą psychiką i niskim progiem bólowym.

      Usuń
  2. Kurczę, bardzo nie lubię czytać o takich przypadkach, gdzie lekarz i położna byli niefajni w stosunku do kobiety rodzącej... :/ I te głupie komentarze, ehh... Atmosfera naprawdę bardzo, bardzo dużo daje, bardzo pomaga! Ja bardzo dobrze wspominam swój poród, bo miałam cudowną położną i super lekarza, cały czas rzucali dowcipami i starali się rozładować atmosferę, położna pomagała mi z całych sił przetrwać najgorsze skurcze... Więc wspominam bardzo dobrze i to jest przykre, że Ty z kolei nie masz dobrych wspomnień, bo poród to wspaniała sprawa (aczkolwiek, bolesna) i każda kobieta powinna rodzić po ludzku. Dobrze, że masz do tego zdrowe podejście i mimo wszystko chcesz drugie dziecko - drugi poród na pewno będzie lepszy! I szybszy. :)

    OdpowiedzUsuń